Najsłynniejsza opowieść mojego ojca ukazała się w „The New Yorker” 18 lipca 1964 roku. Jej protagonista, Neddy Merrill, to chłopięcy, starzejący się, waspowski podmiejski biznesmen, który pewnej niedzieli rano wyleguje się przy basenie sąsiada, gdy postanawia przepłynąć do domu przez hrabstwo, przemieszczając się z basenu na basen. To uroczy, beztroski pomysł, typowy dla uprzywilejowanego mężczyzny.
Na początku opowiadania i swojej popołudniowej przygody Neddy ucieleśnia klasycznego bohatera Cheevera: idealnego patriarchę, spełnionego i oddanego ojca pięknych córek grających w tenisa, oraz męża swojej uroczej żony, Lucindy. Jednak, jak w życiu, ten wypolerowany wizerunek jest tylko pozorny.
Mój ojciec mistrzowsko splótł wątki z mitów, literatury i lokalnych plotek, tworząc narrację, która trafiła w czuły strunę. Czerpał z lata i mitu o Narcyzie, a także z powrotu Odyseusza przez morze w naszym rodzinnym, dobrze znoszonym tłumaczeniu Roberta Fitzgeralda – podobnie jak własna, pełna kłopotów podróż Neddy'ego. Cenił sobie także sąsiedzką opowieść o mężczyźnie, którego żona opuściła, zabierając dzieci i wszystkie meble. Przede wszystkim były jednak eleganckie baseny naszych przyjaciół i sąsiadów z Westchester, wiele z nich zbudowanych w wspaniałych latach 20. XX wieku, gdy żadna posiadłość nie mogła się bez nich obejść.
Inspiracja do opowiadania mogła narodzić się w Yaddo, gdzie mój ojciec, przebywając tam, by pisać, poznał wiecznie młodego kompozytora Neda Rorema przy basenie kolonii. Mój ojciec, również niezwykle chłopięcy, rozpoczął z Roremem romans. Chociaż kiedyś chwalił się, że uprawiał seks na każdej powierzchni w Yaddo, jego homoseksualne związki powodowały u niego znaczne rozterki emocjonalne. Ned stał się Neddy'm, a basen Yaddo przekształcił się w basen Westerhazych.
Początkowo koncepcja zakładała powieść, nad którą mój ojciec pracował w gościnnym pokoju na dole naszego domu w Ossining, stukając w maszynę każdego ranka. Byłaby to jego trzecia powieść, po „Kronice Wapshotów”, która zdobyła National Book Award w 1958 roku, i jej kontynuacji, „Skandalu Wapshotów”, opublikowanej w 1964 roku. Obie powieści rozgrywają się w fikcyjnym miasteczku St. Botolphs koło Bostonu i skupiają się na dwóch braciach zmagających się z ich trudnymi przeznaczeniami. Mój ojciec wyobrażał sobie to nowe dzieło jako coś innego: współczesną powieść o klasie i pieniądzach, śledzącą podmiejską pielgrzymkę jednego człowieka od basenu do basenu. Miała się rozpocząć w słoneczny letni dzień, gdy chmury kłębiaste gromadzą się w oddali jak armia.
Opowiadanie służy jako ostrzeżenie: możesz być u szczytu życia i stracić wszystko w jedno popołudnie.
Mój ojciec był ekspertem od basenów w hrabstwie Westchester. Nigdy nie zbudował sobie własnego, nawet kiedy było go na to stać. W rzeczywistości dom, który moi rodzice kupili w 1961 roku, pierwotnie obejmował plany basenu zbudowanego ze stawu. Ale mój ojciec miał niespokojnego ducha, duszę najemcy i może przeczuwał, że żaden basen, który by zbudował, nie mógł się równać z sąsiednimi, w których pływaliśmy, jakby były nasze własne.
Najpierw był wspaniały basen Vanderlipów. Kiedy przeprowadziliśmy się na przedmieścia w 1951 roku, jedną z atrakcji był oszałamiający basen posiadłości, tuż za trawnikiem od naszych drzwi wejściowych. Obłożony marmurem, z głębokim końcem na 12 stóp, strzeżony był przez posąg Neptuna.
Przy basenie my, dzieci, byliśmy po prostu dziećmi, niezależnie od tego, czy niektóre odziedziczyły fortuny, czy inne będą później ledwo wiązać koniec z końcem jako nauczyciele. Liczyło się, jak dobrze pływasz, jak wyglądasz w kostiumie kąpielowym i jak swobodnie wyglądasz, siedząc na krawędzi – nie to, co było na twoim koncie bankowym. Długo po tym, jak przeprowadziliśmy się na północ do naszego domu w Ossining, wracaliśmy każdego lata do basenu Vanderlipów jak migrujące gęsi, gdy nadchodziły upały.
Kiedy basen Vanderlipów wydawał się zbyt opustoszały lub gdy narastały napięcia wśród przyjaciół rodziny, zawsze był basen Swope'ów. Kilka mil na północ i bliżej nowego domu, basen był równie elegancki, ze swoją sztuczną naturalną scenerią – zagospodarowany strumień spływał po skalistym wodospadzie do płytkiego końca. Basen Swope'ów miał miękką, bladą zieloną wodę i obejmował dwie przebieralnie, jedną dla mężczyzn i jedną dla kobiet – rustykalne, zacienione przestrzenie chłodzone przez wilgotne kamienne podłogi.
Po tym, jak w 1961 roku przeprowadziliśmy się z posiadłości Vanderlipów do Ossining, najbliższym basenem był basen Sary Spencer, również marmurowy. Wyposażony był w system oświetlenia, który czynił pływanie nocą bardziej praktycznym, choć głębokie, oświetlone księżycem wody basenu Vanderlipów często miały w sobie satysfakcjonującą tajemniczość i chłód. Był też basen Helprinów i nowy basen Wallace'ów, zbudowany zaledwie kilka stóp od tylnego tarasu ich domu parterowego w następnym mieście. „Nie plułbym do tego basenu”, mawiał mój ojciec, gdy ktoś sugerował pływanie u Wallace'ów.
Jak zawsze, postrzegaliśmy siebie jako samozwańczą arystokrację, odróżniającą się od pospólstwa intelektem – cechą ważniejszą niż bogactwo, dopóki nie potrzebowałeś kredytu hipotecznego. Mój ojciec tworzył mity w pracy i snuł ich jeszcze więcej, kiedy nie pracował.
Pewnego popołudnia – czy to przez przypadek? – pojechaliśmy wszyscy popływać w rzece Hudson na Croton Point, półwyspie w kształcie litery Y wchodzącym w mętne wody u podnóża klifów Ossining. „Po lunchu jedziemy na publiczną plażę” – napisał mój ojciec 28 sierpnia 1963 roku pod koniec długiego lata. „Obfitość koszy na śmieci, bramek obrotowych, okienek biletowych, mężczyzn i kobiet w mundurach parku hrabstwa, zniszczone trawniki, ładne wierzby, woda o kolorze moczu, która pachnie, dla mojego długiego nosa, jak otwarta kanalizacja. Pulchny ratownik siedzi w swojej wieżyczce, dmąc w gwizdek i wykrzykując komendy przez elektryczny megafon przy każdym naruszeniu licznych regulaminów”.
Zainspirowany, jak to często bywało, koszmarną jakością zwykłego życia, pisał o nieświeżym oddechu, pryszczatych tyłkach i ogólnej nieprzyjemności ciał większości ludzi w kostiumach kąpielowych. Było to zaledwie kilka mil dalej, ale w innym świecie niż szarozielone wody basenu Swope'ów, wspaniały posąg Neptuna górujący nad basenem Vanderlipów, a nawet mniejszy basen Helprinów przed ich domem, zaprojektowany tak, aby przypominał westchesterski zamek.
Po tygodniach pracy nad „Pływakiem” mój ojciec uznał, że to nie powieść, ale opowiadanie. Prze sortował manuskrypt, robiąc dwa stosy papieru – jeden mały, drugi większy. Następnie wziął odrzucone strony – około 150 – wyszedł przez kuchnię, tylnymi drzwiami na patio z łupka za domem, włożył je do beczki z olejem służącej do palenia śmieci i podpalił. Z 10 stronami, które mu zostały, siedząc w tym tylnym pokoju, patrząc na sznur do bielizny i słysząc moją matkę w kuchni, dokonał swojej magii: przekształcił to w opowiadanie.
Każdego lata moja matka wyjeżdżała na północ do New Hampshire, prawie zawsze zabierając moich braci, Bena i Freda, a czasami mnie. Pozostawiony sam w domu, umysł mojego ojca błądził i zmieniał się. W latach, gdy pił, pił za dużo. W swoich dziennikach przypominał sobie, aby napisać to, co nazywał letnią opowieścią. Po deszczu jednego z tych samotnych dni zobaczył czerwony samolot szkolny de Havilland lecący nad doliną i napisał: „manewry pilota, który bezcelowo lata w górę, w dół i dookoła przez godzinę, zdają się przekazywać jego ekstazę z powodu wspaniałości tego późnego letniego popołudnia. Zdaje mi się, że niemal słyszę, jak się śmieje”. W opowiadaniu czerwony samolot staje się symbolem radości i dobrobytu podczas pierwszej połowy pływania Neda Merilla. „Nad głową czerwony samolot szkolny de Havilland krążył w kółko i w kółko po niebie z czymś w rodzaju radości dziecka na huśtawce. Ned poczuł przelotną czułość do tej sceny, uczucie troski do zgromadzenia, jakby było to coś, co mógł dotknąć. W oddali usłyszał grzmot”.
To, co zaczyna się jako łagodny i odległy pomruk w atmosferze, w ciągu pięciu stron staje się końcem świata. Strzeż się, zdaje się mówić opowiadanie. To przesłanie do czytelnika: Możesz być w sile wieku, z piękną żoną i czterema córkami grającymi w tenisa, utożsamiać się z mężczyzną, który zdaje się latać, a w jedno popołudnie możesz stracić wszystko. Stracisz wszystko. Już wszystko straciłeś. Był to jeden z wielkich tematów mojego ojca i ten, który czytelnicy często błędnie interpretują. Ci, którzy widzą opowiadania osadzone w wspaniałym podmiejskim krajobrazie, gdzie nawet małe samoloty bawią się dobrze, coś przeoczyli. Ciemność czai się tuż pod powierzchnią. Odyseusz wraca do Itaki, ale kiedy to robi, będzie ona niemal nie do rozpoznania. Gdy Neddy Merrill przepływa przez ostatni basen – Clydesów – musi się zatrzymać i odpocząć na krawędzi, zastanawiając się, czy ma siłę, aby dotrzeć do domu.
Gdy tylko „The New Yorker” je opublikował, letnia opowieść szybko zwróciła uwagę Hollywood. Chociaż mój ojciec był przerażony swoimi poprzednimi doświadczeniami w Hollywood z wielu powodów, zdążył tam też zaprzyjaźnić się z ludźmi. Pił z Peggy Lee i zżył się z Alanem Pakulą i jego uroczą żoną, Hope Lange – Hope miała później zostać najbardziej jawną kochanką mojego ojca. Powiedziała mi, że ich romans komplikowały dwie kwestie: on zawsze musiał złapać pociąg o 18:00 do domu w Westchester, a z powodu jego akcentu ona rzadko rozumiała, co mówi.
Latem 1964 roku mój ojciec otrzymał telefon od Franka i Eleanor Perry, bystrej, wyrafinowanej pary filmowców, którzy zrobili furorę w Hollywood swoim niskobudżetowym filmem „David i Lisa”, romantyczną historią o nastolatkach z chorobami psychicznymi, która zdobyła dwie nominacje do Oscara. Perryowie mieli numer mojego ojca. W wieku pięćdziesięciu pięciu lat, na skraju olśniewającego sukcesu, właśnie kupił mały czerwiony kabriolet Karmann Ghia, aby jeździć po drogach północnego Westchester.
NA POWIERZCHNI
Burt Lancaster, który opisał „Pływaka” jako „Śmierć komiwojażera w kąpielówkach”, chętnie zagrał w adaptacji filmowej.
Zdjęcie: Columbia Pictures/Getty Images.
Perryowie obiecali zrobić film literacki, z muzyką z „Kind of Blue” Milesa Davisa. Burt Lancaster tak bardzo chciał zagrać tę rolę, że już ćwiczył z głównym trenerem pływania na UCLA, aby udoskonalić swój kraul australijski. Czego mój ojciec nie wiedział, to że Lancaster, o pseudonimie The Build, wziął rolę dopiero po tym, jak odmówili jej William Holden, Paul Newman i George C. Scott.
Tym razem, zapewniali go Perryowie przy wielu drinkach, powstanie film, który nie uprości oryginalnej historii. Zdjęcia rozpoczęły się w Westport w Connecticut latem 1965 roku.
Ale tak jak Neddy zaczyna opowiadanie z wielkimi marzeniami i obietnicą, by ostatecznie skończyć nagi, samotny i opuszczony, film szybko znalazł się w tarapatach wśród fali zmian.
Mój ojciec dowiedział się, że Perryowie w jakiś sposób skończyli im się pieniądze (finanse nigdy nie były ich mocną stroną). Frank Perry także wciąż się ścierał z Burtem Lancasterem. Frank uważał się za geniusza, improwizatora, którego czarno-biały film dotknął duszy Ameryki. Lancaster miał wątpliwości.
Aby uratować film, Perryowie zwrócili się do Columbia Pictures. Kierownictwo w Hollywood nalegało na sprowadzenie Sama Spiegla, producenta „Na nabrzeżu”, który zdobył trzy Oscary i był znany z wielu blond przyjaciółek, które przyjaciele nazywali Spiegelettes.
Dla Spiegla, imigranta, który wolał spędzać czas na swojej jachcie u wybrzeży południowej Francji, rozterki duszy podmiejskiego WASPa mało porywały. Wynajął swojego przyjaciela Marvina Hamlischa do napisania muzyki (uznał Milesa Davisa za zbyt smutnego) i kazał scenarzyście dodać rolę dla Janet Landgard, obecnej Spiegelette. Landgard została wpisana do scenariusza jako opiekunka do dzieci. Mój ojciec nazwał postać Julie Ann Hooper – imię, które odzwierciedlało głupotę Hollywood, w przeciwieństwie do umiejętnych nazw, które zwykle tworzył. Wciąż zafascynowany Hollywood i, jak zwykle, krótki na pieniądze, zgodził się na to. Kiedy jego redaktor w „The New Yorkerze”, Bill Maxwell, sugerował zmiany w opowiadaniu, mój ojciec się opierał. Ale kiedy Sam Spiegel