Gdy na korytarzu grupa uczennic podstawówki ćwiczyła tendusy w niepasujących do siebie body, Timothée Chalamet, nieświadomy ich obecności, przez godzinę chodził w kółko. Eksperymentował z krokami, korygował chód, zatrzymywał się, by zresetować pozycję, i łączył ze sobą długie opuszki palców. Powtarzał tę kolistą wędrówkę w kółko, aż stała się całkowicie naturalna i niewymuszona. Znajdujemy się w studiu tanecznym w Hell's Kitchen, tej samej dzielnicy, w której dorastał 29-letni dziś Chalamet. Przygotowuje się do roli, która stanowiła wyzwanie dla wielu aktorów przed nim – do partii gwiazdy promującej swój najnowszy projekt, zadania, które może wypchnąć aktora na skraj wytrzymałości lub prowadzić do niezręcznych momentów w programach telewizyjnych nadawanych późną nocą.
Chalamet opracował własną, unikalną koncepcję tej promocji, którą można określić jako surrealistyczny marsz wojskowy. Wyobraźcie go sobie w centrum grupy mężczyzn ubranych na czarno, z których każdy ma na głowie jaskrawopomarańczową piłeczkę do ping-ponga, niczym globus szkolny. Ta banda popleczników z dyniowatymi głowami to część jego planu promocji "Marty'ego Supreme" z energią godną premiery albumu. Wieczorem wcześniej przedstawił ich 45 000 osób na Instagram Live, ogłaszając premierę filmu w Boże Narodzenie. Wieczorem po naszym spotkaniu on i jego świta mieli pojawić się w teatrze na Times Square na pokazie przedpremierowym dostępnym dla pierwszych przybyłych.
Szczerze mówiąc, "Marty Supreme" zasługuje na niekonwencjonalną kampanię. Choć technicznie rzecz biorąc film opowiada o ping-pongu, tak naprawdę jest to osadzona w latach 50. wielka opowieść o ambicji, przeznaczeniu, przemianie, hazardzie, miłości i pożądaniu, skupiona wokół tej gry. Chalamet, który występuje w filmie i jest jego producentem, pracował nad nim z reżyserem Joshem Safdie od 2018 roku. Safdie wcześniej współreżyserował z bratem Bennym intensywny "Uncut Gems".
Bohater filmu, luźno oparty na byłym mistrzu ping-ponga Martinie Reismanie, to bezwstydny, arogancki i samolubny młody mężczyzna dążący do sławy. Podejmuje serię okropnych decyzji, które są zarówno przerażające, jak i zaskakująco zabawne, co jest zasługą podejścia Chalameta i Safdiego. Marty Mauser to najbardziej autobiograficzna postać, jaką kiedykolwiek grał Chalamet, co, jak przyznaje, nie jest w pełni komplementem. "To najbardziej podobny do mnie ja sprzed jakiejkolwiek kariery" – mówi.
Safdie poznał Chalameta w 2017 roku, przed jego wzbiciem się na szczyty popularności, i wiedział, że znalazł swojego Marty'ego. W e-mailu Safdie napisał, że lekkość Chalameta pozwalała na improwizację, a w jego ambitnych marzeniach i walce o przynależność widział człowieka pochłoniętego ambicją, podobnie jak Marty Mauser.
Oglądając w sierpniu samodzielnie roboczą wersję filmu, znalazłem się w sytuacji, w której zarówno śmiałem się, jak i wzdrygałem, gdy Marty potykał się i ponosił porażki. To postać obsesyjnie dążąca do sławy i trudno nie dać się jej wciągnąć.
Kilka nocy przed naszym spotkaniem w studiu tanecznym Chalamet i Safdie zorganizowali zaskakujący pokaz "Marty'ego Supreme" na Nowojorskim Festiwalu Filmowym dla entuzjastycznej publiczności. Wydarzenie miało charakter powrotu do domu dla obu Nowojorczyków, celebrując film głęboko związany z ich miastem. Chociaż recenzje objęte były embargiem, reakcje były ekstatyczne, natychmiast wywołując buzz wokół nagród i spekulacje na temat Oscarów dla Chalameta zarówno jako aktora, jak i producenta.
"Nie mogło pójść lepiej" – mówi Chalamet. Nie lubi, gdy aktorzy bagatelizują swoją pracę lub zachowują się obojętnie na reakcje publiczności. Chce, aby ludzie oglądali jego filmy – po co udawać, że jest inaczej?
Przez długi czas podziwiał aktorów, którzy trzymali się na uboczu i nosili ciemne garnitury. Nosił ciemne okulary, będąc kompletną zagadką. Ale potem zaczął się zastanawiać, czy nie nadszedł czas, aby otworzyć się nieco bardziej. Przemysł filmowy się zmienia, a ci, którzy chcą sprzedawać bilety, mogą uczyć się od ludzi, którym udało się przyciągnąć uwagę publiczności. Oznacza to pojawianie się wszędzie.
W zeszłym roku, promując film biograficzny o Bobie Dylanie "A Complete Unknown", Chalamet pojawiał się w podcastach skierowanych do męskiej publiczności i spotykał się z gwiazdami YouTube'a. Uczestniczył nawet w konkursie sobowtórów Timothée'ego Chalameta. Nie jest zainteresowany robieniem filmów wysokiej klasy dla kurczącej się publiczności. Śledził wyniki box office'u filmu Paula Thomasa Andersona "One Battle After Another" – filmu, który widział i pokochał. Jest gotów nosić na głowie ogromną piłeczkę do ping-ponga, jeśli pomoże to choć kilku z jego 19 milionów obserwujących podjąć decyzję o zobaczeniu "Marty'ego Supreme".
"Nie chcesz być zbyt nachalny" – mówi. "Ale też nie chcę patrzeć wstecz i mówić: «Och, ja, malutki. Hej, zobacz film, jeśli chcesz. Tak po prostu jest». Nie. W najgorszym razie zirytujesz niektórych ludzi. W najlepszym ktoś może pomyśleć: «Hej, ten facet naprawdę w to wierzy»."
Nadchodzi część, w której opisuję dzieciństwo Chalameta – coś, co, jestem pewien, niespokojny, naturalnie przedwcześnie dojrzały Chalamet wolałby pominąć lub urozmaicić. Przejdźmy przez to szybko.
Chalamet dorastał w subsydiowanym mieszkaniu dla artystów na Manhattanie ze starszą siostrą Pauline, która również jest aktorką. Jego ojciec pracował dla UNICEFU. Jego matka jest teraz agentką nieruchomości, ale wcześniej uczyła tańca i francuskiego – przedmiotu, który studiowała na Yale. Chalamet aplikował na Yale i Harvard i został odrzucony przez obie uczelnie, ale był na tyle zdolnym uczniem w słynnej LaGuardia High School of Music & Art and Performing Arts, że dostał się na Uniwersytet Columbia.
Nie było to dobre dopasowanie. Jednym z wyróżniających się kursów była antropologia. Chalamet zapisał się na nią z "błyskotliwym" znajomym, którego poznał poprzez krajowy program artystyczny YoungArts. Chalamet zmagał się z dyskusjami w klasie, podczas gdy jego przyjaciel podnosił rękę i wygłaszał celne uwagi, które imponowały wszystkim. Teraz Chalamet nie może nawet przypomnieć sobie nazwiska tego faceta – tylko żądło świadomości, że nie dorastał mu do pięt.
Podczas naszych rozmów Chalamet wykazuje poziom pewności siebie tak solidny, że mógłbym na nim zbudować mały dom. Nie doświadcza tego, co nazywa "szczytem samoprzerażenia", które widział u innych. Obserwował, jak aktorzy pękają pod presją lub gubią się. "To nigdy nie było tym, kim jestem" – mówi. "Moją supermocą jest moja nieustraszoność. Taką informację zwrotną otrzymywałem od dziecka."
Ale potem, na szczęście, pojawia się ludzki rys niepewności. Chalamet opisuje swój pobyt na Columbii jako "ciężki". Nadal uważa, że nigdy nie powinien zostać przyjęty i sądzi, że jego akceptacja była wynikiem biurokratycznego przypadku – przeciwieństwem boskiej interwencji, która zdawała się kierować resztą jego życia i kariery. Jest przekonany, że Columbia ma "limit Nowojorczyków" na każdy rocznik, choć szybkie sprawdzenie pokazuje, że to nieprawda. "Cóż, taka jest moja teoria" – mówi – "bo po raz pierwszy w życiu poczułem, że moje narzędzia nie są tak ostre jak u wszystkich innych."
Jako dziecko Chalamet chciał zostać zawodowym sportowcem. Otrzeźwiającym przebudzeniem było uświadomienie sobie, że po prostu "nie miał daru" – mówi. Tylko w połowie żartuje, gdy mówi mi, że ma żal do przesłania, które on i inni chronieni milenialsi otrzymali – że dzięki ciężkiej pracy możemy robić wszystko, co sobie zamarzymy. Przy swojej smukłej budowie Chalamet nigdy nie miał zostać umięśnioną gwiazdą sportu. Ani absolwentem Ivy League. Na imprezach lubi opowiadać... Ludzie mówili mu, że bycie "najgłupszą osobą na Columbii" czyniło go "jedną z najbystrzejszych osób w LA". Wkrótce po przyjeździe na Columbię Chalamet postanowił ją opuścić. Od dzieciństwa chodził na przesłuchania aktorskie, zdobywając kluczową rolę w serialu "Homeland" i niewielką rolę w "Interstellar" Christophera Nolana – który pozostaje jego ulubionym filmem ze wszystkich, w których występował. Poszukując bardziej elastycznego planu zajęć, przeniósł się do Gallatin School of Individualized Study na NYU i nadal często chodził na przesłuchania, choć w większości nic nie załatwiał.
"Pamiętam, jak myślałem: Wow, jeśli kiedykolwiek mi się uda, a teraz jestem tak wrażliwy na odrzucenie, jak mógłbym poradzić sobie z tym, przez co przechodzą ludzie, których podziwiam?" – mówi. Nadal zazdrości muzykom, którzy mogą tworzyć w swoich sypialniach lub wynająć studio z przyjaciółmi, udostępniać fragmenty swojej pracy online i bezpośrednio łączyć się z fanami – omijając pośredników. Aktorstwo, w przeciwieństwie do tego, jest pełne punktów kontrolnych i strażników bram. "Musisz być gotów na odrzucenie" – zauważa.
Ostatecznie jego wytrwałość się opłaciła – tak bardzo, że Chalamet nie wrócił do telewizji od czasu "Homeland". Żadnych seriali HBO, żadnych wypolerowanych produkcji FX. Zapytany, czy kiedykolwiek wróci do telewizji, po prostu i z pewnością siebie mówi "nie". Nie pozostawia miejsca na "właściwy projekt" ani nie robi wyjątków dla określonych reżyserów; po prostu rozbłyska uśmiechem gwiazdy filmowej i to kończy naszą oficjalną dyskusję na ten temat.
Ogląda jednak telewizję. Chalamet obejrzał jednym tchem ostatni serial Leny Dunham na Netfliksie "Too Much", co zirytowało Pauline, która od dawna namawiała go, aby wreszcie obejrzał "Girls". "Ciągle mnie naciska" – mówi Chalamet. "Mówi: «Nie możesz kochać "Too Much", nie oglądając "Girls". Po prostu obejrzyj pilot!»"
Chalamet nigdy właściwie nie przesłuchiwał się do swojej przełomowej roli w filmie Luki Guadagnino "Tamte dni, tamte noce" z 2017 roku (zbieg okoliczności, kilka miesięcy po zakończeniu "Girls"). Tuż przed premierą filmu na Festiwalu Filmowym w Berlinie poznał projektanta Haidera Ackermanna, który nosił różowy trencz Berluti. Chalamet – ubrany na nasze spotkanie w spersonalizowane buty Nike SFB i gadżety z "Marty'ego Supreme", nad którymi pracował przez sześć miesięcy z projektantem Donim Nahmiasem i stylistką Taylor McNeill – rzucił okiem na "ten duży płaszcz przeciwdeszczowy i pomyślał: «Och, boom. To jest to, co założę»." Jego rzecznik prasowy był przerażony, widząc w tym kluczowy moment w jego raczkującej karierze i obawiając się, że zrujnuje swoje szanse tak śmiałym wyborem. "To było coś w stylu: «Nawet nie wystartujesz! Zrujnujesz wszystko, zanim w ogóle zaczniesz»" – wspomina, co mu powiedziano.
Oczywiście i tak założył marynarkę Berluti i on oraz Ackermann pozostają przyjaciółmi. Aktorstwo wymaga "pewnego stopnia posłuszeństwa", które Chalamet uważa za ograniczające. "Myślę, że niektórzy ludzie na tym kwitną, nie tylko aktorzy. Mówię o rzecznikach prasowych, członkach ekipy. Ludzie uwielbiają, gdy się im mówi, co mają robić." Ta gotowość do podporządkowania się jest tematem w "Diunie" – epickiej opowieści sci-fi Denisa Villeneuve'a, w której Chalamet gra potencjalnego mesjasza Paula Atrydę – i wyjaśnia również wiele w geopolityce. Chalamet nie chce przesadnie podkreślać swojej chęci wolności, ale bardzo ją ceni.
"Musiałem założyć tę różową marynarkę" – mówi. Od tamtej pory moda stała się dla niego kluczowym sposobem wyrażania siebie i kwestionował to, co mężczyźni mogą nosić na czerwonym dywanie. Nosił naszyjniki zamiast krawatów, zestawiał bransoletki i zegarki tam, gdzie inni mogliby trzymać się spinek do mankietów, a na premierze filmu Guadagnino z 2022 roku "Kości i wszystkie" miał na sobie czerwoną bluzkę na ramiączkach z odsłoniętymi plecami. Wróćmy na Festiwal Filmowy w Berlinie, gdzie do swojej roli w filmie z 2025 roku "A Complete Unknown" Timothée Chalamet założył bladoróżowy bluźon Chrome Hearts. Od swojego przełomu w "Tamtych dniach, tamtych nocach", który uczynił go gwiazdą, zmienił rzecznika prasowego. Przyznaje, że nagła sława była niepokojąca: "Doświadczenie zdobycia sławy w taki sposób, w jaki ja to zrobiłem, i ta rakieta były destabilizujące." Uważa, że przeszedł nie przez poważny kryzys osobisty, ale przez problemy ze zdrowiem psychicznym, które często towarzyszą byciu utalentowanym artystą. Chalamet obecnie robi przerwę w terapii, za zgodą swojego wspierającego terapeuty, który powiedział mu: "Kiedy lecisz, musisz lecieć. O to właśnie chodzi."
Teraz Chalamet mówi, że jest intensywnie skupiony: "Jestem teraz cholernie skoncentrowany. Dosłownie aktywnie zakochuję się w tej nowo odkrytej strukturze
