Jeśli nie żyłeś całkowicie offline, prawdopodobnie zauważyłeś, że mania na punkcie Labubu sięgnęła nowych wyżyn. Te stworzenia z kłami są wszędzie – nie da się przejść przez większe miasto, nie widząc ich zwisających z czyjejś torby.

Uwielbiam ją. Mimo neutralnego płciowo wyglądu i uniwersalnego uroku, Labubu jest dziewczynką. Stworzona przez hongkońskiego artystę Kasinga Lunga w 2015 roku jako część serii opowieści The Monsters, stała się kolekcjonerską zabawką w 2019 roku dzięki współpracy z Pop Mart. Niedługo potem pojawiły się pluszowe breloczki Labubu – idealnie wpisujące się w trend ozdób do toreb i zabawnych akcesoriów. Pierwsza seria breloczków Pop Mart, Exciting Macaron, wystartowała w październiku 2023 roku.

Z pastelowym futerkiem i figlarnym uśmieszkiem Labubu osiąga idealną równowagę między słodkością a lekką creepiness. Dołącza tym samym do grona uwielbianych azjatyckich postaci, takich jak Hello Kitty, Sonny Angel czy Gudetama. Seria Cry Baby od Pop Mart zdaje się podążać jej śladem. Celebryci tacy jak Rihanna, Dua Lipa czy Lisa z Blackpink (która w wywiadzie dla Vanity Fair rozpływała się nad swoją obsesją) byli widziani z Labubu, napędzając jej globalną ekspansję.

Ale jak to bywa z wszystkim, co staje się zbyt popularne, pojawił się też backlash. W Wielkiej Brytanii Pop Mart musiał wycofać Labubu ze sklepów po tym, jak w maju 2025 roku doszło do brutalnej bijatyki wśród odsprzedawców. Fani byli wściekli – w końcu Labubu to obecnie najpopularniejszy przedmiot kolekcjonerski na StockX.

Niektórzy nie rozumieją tej fascynacji. Po co dorośli ustawiają się w kolejkach po zabawki? Krytycy nazywają Labubu marnotrawstwem, „wskaźnikiem recesji” lub częścią trendu „regression core”. Twierdzą, że szał wokół tych zabawek napędza bezmyślny konsumpcjonizm. Jak ujął to Daniel Rodgers z British Vogue: „Labubu to tylko kolejny błyskotliwy internetowy trend – coś, o czym zapomnimy za kilka miesięcy, gdy pojawi się następna wielka rzecz”.

Jednak dla fanów na całym świecie Labubu to więcej niż breloczek – to styl życia. Dla mnie jest współczesną wersją ulubionej książki z dzieciństwa, Gdzie mieszkają dzikie stwory. Pop Mart podkręca emocje, sprzedając Labubu w ślepych pudełkach, więc nigdy nie wiesz, którą wersję dostaniesz. TikTok jest pełen filmików z rozpakowywania, a gdy sama spróbowałam, zrozumiałam ten dreszczyk emocji. Mam tylko jedną Labubu, ale podziwiam oddanie superfanów, którzy zbierają je wszystkie.

Teraz, w obliczu backlaszu, miłośnicy Labubu dzielą się z Vogue swoimi historiami, wrzucając dumne zdjęcia swoich ślepych pudełkowych skarbów.

Freddie Powell, galerzysta w Ginny on Frederick
Fot. Lewis Teague Wright
Rzuciłem e-papierosy (na szczęście) i zamieniłem je na małe uzależnienie od Pop Mart. Nadal nie jestem pewien, co jest zdrowsze, tańsze lub mniej żenujące. Moje kolekcjonowanie zaczęło się we wrześniu ubiegłego roku w Seulu, gdy organizowałem wystawę The Vampire Problem? dla Ginny on Frederick w N/A. Byłem – wciąż jestem – pod wrażeniem detali tych małych figurek Crybaby – zebrałem je wszystkie. Szał na Labubu całkowicie mnie pochłonął – to campowe, głupawe, ale daje czystą radość z posiadania i interakcji.

Ruby Redstone, pisarka i historyczka mody
Fot. Gabriel Sommer

Znam obsesje na punkcie zbierania zabawek. Dorastałam w złotej erze Ugly Dolls, Tokidoki i Kidrobot. Zabawki, które kolekcjonowałam jako nastolatka, odzwierciedlały mój wewnętrzny zamęt – w równym stopniu słodkie i niepokojące, pożądane, a jednak samotne. Te małe stworzenia, losowo wyciągane ze ślepych pudełek, wydawały mi się pokrewnymi duszami. A kto lepiej ucieleśnia współczesne sprzeczności niż Labubu? Figlarna dziewczynka (tak, dziewczynka!) z rosnącą obecnością w sieci.

Uwielbiam trend dorosłych przypinających zabawki do toreb – nawet jeśli nie wygląda to najszczytniej. Jest coś wzruszającego w widoku ludzi w metrze z małymi pluszakami, gotowymi rozweselić zły dzień.

Jako historyczka mody nie wierzę w uproszczone teorie w stylu „gdy rynek się załamuje, spódnice się skracają”. Ale trudno ignorować, jak polityczny chaos wzmaga naszą potrzebę słodkich drobiazgów. Po ciężkim tygodniu myślę: Chrzanić to, idę do Popmartu. Owszem, wiele mówi się o dopaminie i depresji, ale kupno małego potworka na breloczek to nie najgorszy mechanizm radzenia sobie – może nawet wyjść na dobre. Kolekcjonowanie zabawek wprowadziło mnie w świat artystów takich jak Takashi Murakami czy Yoshitomo Nara, czyniąc sztukę dostępną w sposób, w jaki galerie często nie potrafią.

Kocham Labubu, bo mam dzieci. Zabawka na torbie to natychmiastowa rozrywka – choć nie pozwalam im dotykać mojej ulubionej Labubu (plamy po keczupie? Nie, dziękuję). To też słodkie przypomnienie, że nie muszą wyrastać z pluszaków. Jeśli coś sprawia radość, po co się tego pozbywać? Ja nigdy nie pozbyłam się swoich.

Alex Kessler, zastępca redaktora naczelnego i-D
Fot. Alex Kessler

Jest coś niesamowicie absurdalnego w popadnięciu w obsesję na punkcie pluszaków, podczas gdy emocjonalnie regresuję w domu mamy w Chiang Mai – z jet lagiem, wyczerpany duchowo i o jeden ziołowy kompres od załamania. A potem poznałem Labubu. Coś we mnie pękło – i natychmiast się zagoiło. Jedno ślepe pudełko i przestałem być mężczyzną. Stałem się matką, kołyszącą obłąkanego małego goblina jak wiktoriańska wdowa na seansie spirytystycznym. Ten dreszczyk przy odklejaniu folii? Czysta ruletka serotoninowa. Przyjaciel nazwał to hazardem, ale gorszym – to hazard z historią. Wyjechałem z Tajlandii nie z pokojem w duszy, ale z ośmioma Labubu (i CryBabys) dla siebie i siedmioma dla zdesperowanych przyjaciół i redaktorów mody w Londynie. Niebezpieczne? Może. Satysfakcjonujące? Powiedzmy, że nie czułem się tak duchowo wyzwolony od czasu mikrodawkowania na wyprzedaży w Dover Street Market.

Song-I Saba, copywriterka modowa
Fot. Song-I Saba

Ślepe pudełka to idealny prezent dla pokolenia niezdecydowanego i emocjonalnie niedojrzałego. Mój chłopak kupił mi Labubu od odsprzedawcy w Warszawie, a przyjaciel Jonny podarował mi Twinkle Twinkle na moje 33. urodziny. Teraz to sentymentalne pamiątki. Przyszłość jest niepewna, więc stawiamy na słodycz – Labubu stała się kolekcjonerskim hazardem późnego kapitalizmu.

Autor: Tianwei Zhang, redaktor rynku londyńskiego/chińskiego w Women’s Wear Daily
Fot. Tianwei Zhang

Nigdy nie spodziewałam się, że wpadnę w obsesję na punkcie Labubu. Byłam jej świadoma – widziałam nawet tajską księżniczkę Sirivannavari z jedną na pokazie Hermès – ale nie wciągnęłam się w cały szał Popmart/Monsters, dopóki pod koniec ubiegłego roku nie zaczęłam zbierać materiałów do artykułu. Po rozmowach z early adoptersami takimi jak Bryanboy i Harry Lambert zrozumiałam, jak łatwo było je znaleźć w Londynie, zanim hype wystrzelił. I zaczęłam kolekcjonować.

Zaczęłam od pluszaków – zarówno standardowych, jak i edycji secret – potem przeszłam na regionalne exclusivy, takie jak wersje tajska i singapurska (ta ostatnia często nazywana „Merbubu”). W zeszłym tygodniu udało mi się zdobyć to, co nazywam „Duckbubu” – najnowszego pluszaka, dostępnego tylko w Chinach poprzez punkty lojalnościowe Pop Mart.

Zbieram też figurki Labubu. Moja pierwsza to Labubu Sketch 400%, a później przyjaciel z Hongkongu pomógł mi zdobyć exclusiva z ComplexCon. Wcześniej w tym roku miałam szczęście spotkać twórcę Labubu, Kasinga Lunga, w Dover Street Market, gdzie podpisał mi pluszaka i ekskluzywną czarno-różową figurkę podczas spotkania z fanami.

Dla mnie Labubu to idealna mieszanka słodyczy, figlarności i konsumpcjonizmu, z odpowiednią nutą ekskluzywności – coś, czego długoletni uzależniony od mody jak ja nie może się oprzeć.