Jean Paul Gaultier
Fotografowany przez Irvinga Penna, Vogue, marzec 1991

„Maestro zamętu”, artykuł Georginy Howell, pierwotnie ukazał się w marcowym wydaniu Vogue z 1991 roku. Aby odkryć więcej arcydzieł z archiwów Vogue, zasubskrybuj nasz newsletter Nostalgia tutaj.

Jean Paul Gaultier, buntownicza ikona mody i ulubiony projektant Madonny, wciąż szokuje, bawi i inspiruje. Lecz poza jego szokującymi koncepcjami, Georgina Howell odkrywa mężczyznę z prawdziwym talentem krawieckim.

Pośród kin dla dorosłych i kawiarni dla turystów na Polach Elizejskich, pokaz Jean Paula Gaultiera ma się właśnie rozpocząć. Choć to nie Saint Laurent, dla niektórych ta ekscentryczna prezentacja jest głównym wydarzeniem. Diana Ross, na przykład, ukryta za swym promiennym uśmiechem i ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi, z niecierpliwością wyczekuje emocji. Wciąż jest pełna energii po późnej nocy w restauracji Jezebel z Azzedine'm Alaïą i dniu spędzonym na zakupach z Iman i Grace Jones.

Przy kotarach ochroniarze przyłapali kilku fanów bez biletów, próbujących przekraść się do garderób. Wzdłuż wybiegu fotoreporterzy w dobrym humorze przepychają nowego angielskiego kolegę z jego małego miejsca na czerwonym dywanie. Fotografka Roxanne Lowit wyjaśnia: „Gaultier jest jak Vivienne Westwood, ale z większym wpływem i uznaniem”.

To za kulisami prawdziwa esencja świata Gaultiera ożywa. W tych zniszczonych przestrzeniach, gdzie niegdyś showgirlski nakładały brokat i popisywały się piórami, rozgrywa się scena niczym z filmu Felliniego. Mężczyzna i kobieta w dopasowanych różowych garniturach i wymyślnych perukach tańczą powoli, wpatrując się w siebie, podczas gdy Herb Ritts uwiecznia ten moment. Na tym jaskrawym tle dwóch męskich modeli dzieli się namiętnym pocałunkiem.

„Lepiej oglądać to stąd z tyłu niż z przodu”, mówi Madonna, opierając się o brudną ścianę ze swoim naburmuszonym, rzymskonosym chłopakiem, modelem Tonym Wardem. On ma na sobie ażurową kamizelkę i sarong, podczas gdy ona nosi obcisłą czarną sukienkę i sznur czarnych koralików, jej ikoniczną twarz oprawia opaska. Podjada frytki z papierowego kubka.

„Taka jest kolacja w Paryżu!” żartuje Madonna, częstując Tony'ego frytką. „Ale my jemy to też w domu”.

Pobliskie redaktorki mody narzekają, że cały tydzień chodziła bez bielizny, ale dziś jest grzeczna jak nigdy. Radzi Tony'emu: „Za szybko zdjąłeś kamizelkę. Zrób to powoli…” i zwierza się: „To mój absolutnie ulubiony pokaz. Zawsze Gaultier, nawet zanim projektował dla mojej trasy koncertowej”.

Poza jej ochroniarzami trzech młodych mężczyzn śmieje się i siada na swoich kolanach. Ben z Brukseli, lekki kick-boxer, przechwala się: „Jestem cholernie dobrym modelem, ale jeśli złamią mi nos, znajdę inną pracę”, zanim przyćmi go wysoki Max Rosa. Max, brazylijski asystent menedżera hotelu Beverly Wilshire, zyskał sławę jako „Pierwszy Mężczyzna w Spódnicy” Gaultiera. Na jego dużych kolanach przysiadł Thierry Perez, wysyłający całusy współmodelce Rossy „Nos” de Palma, znanej z roli w filmie Pedro Almodóvara Kobiety na skraju załamania nerwowego.

Sam maestro przybywa z głośnym śmiechem i ożywioną gestykulacją, kłaniając się, by pocałować w dłoń kobietę, która przyćmiewa pozostałe modelki. Pani Evelyne Tremois, siedemdziesięcioletnia babcia, to elegancka dama w turkusowym kaszmirze, z szalem Hermès i stylową torebką. Gaultier, zawsze poszukujący „charyzmy” w każdej formie, odkrył ją na otwartym castingu zeszłego lata w Galeries Lafayette. Ponieważ teraz prezentuje swoje kolekcje tylko na parach, łączy ją z jej „mężem” z wybiegu. Na ten dzień jest to dwudziestoośmioletni Scott Benoit, który odgrywa rolę „męża”.

„Słyszałam, że Jean Paul Gaultier szuka modelki między siedemdziesiątym a siedemdziesiątym siódmym rokiem życia” – mówi mi spokojnie, ściągając rękawiczki z jagnięcej skóry. „Życie ostatnio trochę ciężkie, więc pomyślałam, czemu nie spróbować?” Przybliża się nieznacznie. „Myślę, że chce, żebym założyła jedną z tych peruk z waty, ale powiedziałam mu, że raczej nie”.

Jean Paul, zawsze dżentelmen, w dalszym ciągu wita swoje modelki według ważności. Jest żywiołową, krępą postacią z ogoloną głową i kosmykiem rozjaśnionych włosów, promieniejącą urokiem i umiejętnie zarządzającą swoją zróżnicowaną i czasem niesforną ekipą. Całuje bardzo ciężarną Leslie Navarras, potem modelkę-przyjaciółkę z czasów Cardina, Annę Pawlowski, zanim obejmuje energicznego Sergio Vianę, który jest ubrany jak Adam na początek pokazu. Sergio, mający na sobie tylko różowe rajstopy i krocze zrobione ze zwiniętego metalowego węża z drgającym motylem, chodzi na palcach, rozmawiając z Gaultierem, który tupie w ciężkich butach i koszulce jak komandos.

„Jestem praktycznie gwiazdą pokazu” – przechwala się Sergio, odrzucając swój lśniący, siegający pasa włosy. „Jean Paul zobaczył moje portfolio i po prostu mnie pokochał”. Oblizuje usta. „Bycie w centrum uwagi jest trochę przerażające. W domu jestem surferem i aktorem, i byłem w Good Morning America. I wciąż jestem taki młody – tylko dwadzieścia jeden!” Schyla się, by poprawić rajstopy, a jego twarz nagle wykrzywia się z bólu. „Aaaaah!” – wrzeszczy, gdyż wydaje się, że jakaś wrażliwa część jego ciała została przycięta między wężem a sprężyną motyla.

Opuszczając Sergio z łzami w oczach, doganiam Gaultiera, który zgniata niedopałki butami dla bosych modelek, udaje, że obgryza paznokcie i promieniuje pewnością siebie oraz energią.

„To nie tylko kwestia zrobienia show” – wykrzykuje, gestykulując rękami, jakby balansował tacą i potrząsał nią energicznie. „To popycha styl ubrań. Tutaj, we Francji, utknęliśmy w koleinie szyku! Gdyby pokazy mody nie istniały, nie byłbym w modzie!”

Jego wzrok pada na rozbujaną blondynkę w tutu z tiulu palącą fajkę oraz na Bena, który wciska się w przezroczysty pajacyk z haftem torreadora, czapkę z daszkiem i rękawiczki bez palców. Projektant, znany z ubierania mężczyzn w kraciaste materiały i sandały na wysokim obcasie oraz ubierania Madonny w krucyfiksy i gorsety na jej trasę Blond Ambition, wybucha śmiechem.

„Gdzie jest napisane, że ten materiał jest dla kobiet, a tamten dla mężczyzn?” Komicznie uderza się pięścią w pierś, logiczny człowiek zbity z tropu przez absurd. „To jak mówić, że to warzywo jest do jedzenia dla dziewczynek, a tamto dla chłopców. Niedorzeczne! Zajęliśmy się równością, zrobiliśmy toy boys, a teraz idziemy o krok dalej... I to nie jest złe dla redaktorów mody” – krzyczy przez ramię, maszerując, by rozpocząć ustawianie. „Daje im to trochę pomysłów!”

Jego ton sugeruje, że mogliby skorzystać z inspiracji. Powolna akceptacja krytyki i gasnący entuzjazm dla mody szokującej odcisnęły swoje piętno na tym wiecznie młodym trzydziestoośmioletnim projektancie, pomimo jego ogólnie pogodnej natury. Redaktorzy mody mieli wątpliwości co do mężczyzn w szyfonie i kobiet z piersiami jak rogi. Zajęło im czas, by docenić smokingi z jednym ramieniem i sięgające ud zasznurowane buty dla mężczyzn. Mieli problem z bransoletkami z puszek po kociej karmie i strojami łączącymi nogawkę spodni ze spódnicą. Po ogromnym wysiłku i pięciu kolekcjach Gaultier znalazł się z długiem 12 000 dolarów. Nie poddał się, ale w swojej wypełnionej zdjęciami biografii A nous deux la mode nie powstrzymuje się od krytyki francuskich redaktorów mody, którzy zjechali jego wczesne prace.

Przełom nastąpił w 1979 roku, gdy japońska firma Kashiyama wsparła go przy kolekcji inspirowanej latami sześćdziesiącymi i Jamesem Bondem, która wreszcie przyniosła mu sławę. Ale wciąż...
Czuł żądło odrzucenia. Jego wideoklip z Jeanem-Baptistem Mondino był humorystyczną parodią wywiadu z Seliną Scott, elegancką, ale nieco powściągliwą prezenterką mody w Wielkiej Brytanii, mieszającą muzykę Rai, piosenki Edith Piaf i odgłosy zwierząt gospodarskich.

„Niegrzeczny chłopiec?” – pyta Mondino, reżyser stojący za reklamą perfum Yves Saint Laurent Jazz, który niedawno odzyskał uwagę dzięki prowokacyjnemu teledyskowi Madonny „Justify My Love”. „Enfant terrible? Ależ skąd! On nie jest tylko wykonawcą. Jest w pełni przygotowany. Zrobił swoje badania. Mógłby być głównonurtowym projektantem mody. On wie 'Jak to zrobić' – tak nazwaliśmy jego wewnętrzny film. Rozumie, jak zarządzać dużymi projektami i całą związaną z tym polityką”.

Pod koniec lat osiemdziesiątych francuskie underground było najbardziej zafascynowane mieszaniem kontrastów. Czołowymi prowokatorami w Paryżu byli Gaultier, Mondino i Jean-Paul Goude, kreatywny mistrz stojący za Grace Jones oraz stylista i fotograf dla Jungle Fever. Razem i osobno ta trójka generowała wystarczający seksualny, społeczny i kulturowy przewrót, by przekształcić kulturę młodzieżową.

„Paryż zawsze był świetnym miejscem, by się wycofać i zastanowić” – zauważa Mondino. „Eksperymentowaliśmy z kontrastami między mężczyzną a kobietą, bogatym a biednym, czarnym a białym – to bardzo demokratyczne! Nagle postacie takie jak Martine Sitbon, Prince i Mike Tyson wydawały się nam niezbędne. Tymczasem Jean Paul przekształcał modę w styl, włączając muzykę, wideo, przedmioty ze sklepów dla dorosłych, filmy i innowacje techniczne z marek odzieży sportowej jak Nike”.

U podstaw tego wszystkiego, dodaje Mondino, przybierając pozę, był wysiłek przygotowania społeczeństwa na przyszłość, w której to biedni mogli przejąć kontrolę.

„Może Goude i ja osiągnęliśmy nasze granice. Ale Jean Paul ma więcej do zaoferowania, ponieważ pracuje przez modę. I porusza się szybciej niż którykolwiek z nas”.

W Galerie Vivienne, urokliwym pasażu za prowokacyjnym butikiem Gaultiera z przymierzalniami w stylu toalet i łataną betonową podłogą, zostałam zaproszona do obejrzenia ubrań na wieszakach, a nie na wybiegu. Odkryłam, że pozbawione wizualnego spektaklu i atrakcyjnych modelek, stroje były rzeczywiście nieskazitelnie wykonane i nawet potwierdzały ciągłe zapewnienia Gaultiera o jego obsesji na punkcie tradycyjnego krawiectwa. Było wiele garniturów w cienkie paski, które wyglądały, jakby przeszły jakąś próbę – skrócone, dziwnie marszczone jak plisowane zasłony lub przycięte nożycami ogrodowymi. Dowiedziałam się też, że ten adwokat biednych sprzedaje płaszcze za około 1600 dolarów i koszulki za 160 dolarów.

Właśnie wtedy Gaultier wpadł pędem, zamienił kilka żartów z zespołem, wykrzyknął „Bon!” pięć razy i opadł przy szklano-metalowym stole, gotowy na przesłuchanie. Miał na sobie swoją zwykłą pasiastą koszulkę, czarną marynarkę z metką z tyłu, dżinsy i buty, a także duży wodoodporny zegarek na nadgarstku.

„Ten zegarek to wielkie kłamstwo!” – oświadczył, zauważając mój wzrok. „Sugeruje, że jestem atletyczny. Mówię, że nie jestem. Ale to był prezent od dobrego przyjaciela i uwielbiam paskowany pasek. Ładny, prawda?”

Potarł szczecinę z tyłu szyi i przesiadł się na krześle. „Podobała ci się kolekcja? Pokaz przekazuje ducha i kierunek, ale to nie wystarczy. Czasami jest pokaz. Czasami są ubrania. Staram się robić i to, i to”. Każdy z jego pokazów jest bardziej jak wideoklip niż parada mody, z własną narracją i tytułem, takim jak The Last Five Minutes, Pretty Mister czy Of the Solemn Communion in Paradise. W jednej kolekcji badał pomysł Białych Rosjan uciekających do Paryża z biżuterią i strojami wieczorowymi, a następnie pracujących jako taksówkarze i manicurzystki. Inna kolekcja była całkowicie inspirowana wizerunkiem odźwiernej.

„Dorastałem, oglądając te stare filmy z lat czterdziestych, z Arletty i Marcelem Carné, zawsze z powtarzającym się stereotypem odźwiernej w drukowanym fartuchu, starej kamizelce, chuście i papierosie przylepionym do ust”.
„Do jej dolnej wargi!” – parsknął śmiechem. „Uwielbiałem ten wygląd. W dziwny sposób, ja tylko podążam za tym, co Chanel zrobiła przede mną. Ubierała księżne jak pokojówki, w proste czarne sukienki z białymi kołnierzykami”. Pochylił się do przodu, kładąc dłonie płasko na szkle. „Między nami, szyk nie pochodzi z ubrań – pochod