Jeśli jest jedna rzecz, którą wiesz o Songkranie – tradycyjnym tajlandzkim święcie Nowego Roku obchodzonym corocznie od 13 do 15 kwietnia – to prawdopodobnie są to epickie bitwy na wodę. (Nawet pojawiły się w trzecim sezonie The White Lotus.) Świętując początek kalendarza słonecznego, festiwal słynie z dzikich wodnych potyczek: ludzie oblewają się nawzajem z pistoletów wodnych, wiader i węży, symbolicznie zmywając grzechy i pecha, by powitać nowy początek.

„Te bitwy na wodę to nie żarty” – śmieje się Jenn Saesue, urodzona w New Jersey, a wychowana w Bangkoku współzałożycielka uwielbianej przez nowojorczyków restauracji Fish Cheeks, serwującej odważne, bogate w owoce morza tajskie dania, które w 2016 roku wprowadziły do miasta autentyczne smaki. „Ludzie jeżdżą po mieście pickupami wypełnionymi wodą i można oblać każdego – nawet policjantów – a oni się nie gniewają. Wręcz się do tego zachęca, bo to najgorętszy czas w roku”.

Jako kraj z drugą co do wielkości populacją buddyjską na świecie (po Chinach), Tajlandia widzi też wielu ludzi odwiedzających świątynie podczas Songkranu, by „zbierać zasługi” – buddyjską praktykę budowania dobrej karmy. Może to obejmować dawanie jedzenia mnichom, udział w tradycyjnych rytuałach lub polewanie posągów Buddy wodą z jaśminem jako duchową ofiarę. Szacunek dla starszych to kolejny kluczowy element święta; delikatne polewanie rąk starszego członka rodziny wodą to oznaka czci i sposób na otrzymanie błogosławieństw na nadchodzący rok. W całej Tajlandii festiwal wypełniają barwne parady, muzyka, taniec, rodzinne spotkania i silne poczucie wspólnoty.

Przygotowując się do otwarcia nowej lokalizacji Fish Cheeks w Williamsburgu 6 maja, Saesue podzieliła się z Vogue tym, jak w tym roku świętowała Songkran.

Dzisiejsze obchody Songkranu przypominają te z mojego dzieciństwa. Zaczynamy w świątyni w Elmhurst w Queens. Mnisi wstają wcześnie rano, chodzą po okolicy i wracają do świątyni przed południem. Ponieważ polegają na społeczności w kwestii jedzenia, my składamy ofiary, a oni odwdzięczają się błogosławieństwami. Większość modlitw jest w języku pali i sanskrycie, więc tak naprawdę nie rozumiesz słów – ale przekaz dotyczy buddyzmu, porzucania przeszłości, nowych początków, karmy i dobrego życia. W pewnym momencie wlewasz wodę do małej miseczki, a później oddajesz ją ziemi, wylewając u podstawy dużego drzewa – to taki moment „kręgu życia”.

W The White Lotus najbardziej uwielbiałam sceny z mnichami. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak centralne miejsce w tajskiej kulturze zajmuje buddyzm – to dlatego Tajowie są tak mało konfliktowi i dlatego Tajlandia nazywana jest „Krajem Uśmiechów”. Od najmłodszych lat uczy się nas, by odpuszczać; nic nie jest warte zbytniego przejmowania się. To wszystko część życia. To nastawienie pochodzi z buddyzmu. Staram się odwiedzać świątynię co pół roku – choć powinnam częściej. Jestem kiepską buddystką.

Mój szef kuchni, Dustin Everett, złożył mnichowi ofiarę z jedzenia. Po około godzinie i 45 minutach modlitw i śpiewów mnich zaprasza wszystkich, by podzielili się przyniesionym jedzeniem. Dustin nigdy wcześniej nie był w świątyni, więc ciocie początkowo patrzyły na niego podejrzliwie. Ale gdy tylko spróbowały dań, które przywieźliśmy z Fish Cheeks, zapytały go: „Jesteś singlem?”.

Nigdy wcześniej nie był w Azji, ale w ciągu ostatnich dwóch lat wysłaliśmy go do Tajlandii trzy razy, więc teraz świetnie rozumie tajską kuchnię. Wszyscy tajscy pracownicy restauracji żartują: „Teraz jesteś Tajem”.

Przynoszenie jedzenia do świątyni to sposób na popisanie się swoimi umiejętnościami kulinarnymi. To w zasadzie gigantyczne potluck. Przywieźliśmy z Fish Cheeks curry z krabem w mleku kokosowym, kraba… [tekst ciągnie się dalej] Na stole znalazły się smażony ryż, sałatka z kukurydzą i skrzydełka kurczaka. Świątynia ma pełną kuchnię, a jedna z kobiet przygotowywała tam własne curry. Zaoferowaliśmy się z pomocą, żartując: „Potrzebujesz pomocy? Mamy tu szefów kuchni, którzy mogą się włączyć”. Szybko odpowiedziała: „Nie, dziękuję – ja też jestem szefem kuchni!” [Śmiech.] Inna kobieta przyniosła domowe curry z dżungli, które smakowało dokładnie tak, jak pamiętałam – nie jadłam go od wieków. Namawiałam Dustina i Chata, by spróbowali.

Dla mnie wyjątkowość Songkranu tkwi w spotkaniach rodzinnych. Moja rodzina w Tajlandii jest ogromna – mama ma siedmioro rodzeństwa, tata czworo, a oni wszyscy mają dzieci – więc bardzo tęsknię za tymi wielkimi zjazdami. Obecnie zwykle świętuję z siostrą, ciotką i najbliższymi przyjaciółmi mamy, którzy byli dla nas jak rodzina, gdy pierwszy raz tu przyjechaliśmy. Przyjęli nas z otwartymi ramionami. Myśląc o tym, uświadamiam sobie, że powinnam częściej odwiedzać Jackson Heights w Queens. Mieszkaliśmy tam od moich 14. do 27. roku życia, a to dom tętniącej życiem tajskiej społeczności z niesamowitym jedzeniem.

Teraz mój zespół w restauracji też stał się jak rodzina. W tym roku świętowaliśmy w prywatnej sali Fish Cheeks po zamknięciu – to odpowiedni sposób na uczczenie nowego rozdziału, zwłaszcza że wkrótce otwieramy lokal w Williamsburgu. Czuję, że to początek czegoś ekscytującego.

To był pierwszy od lat Songkran, który spędziłam z mamą. Ona i tata wrócili do Tajlandii około 15 lat temu, i choć odwiedzam ich co roku, zwykle nie jestem tam na święta. Moja siostra niedawno urodziła dziecko, które teraz siedzi na moich kolanach obok mojego męża, Jessego Morava. To kolejny nowy początek dla nas, a my staramy się mówić do dziecka po tajsku, żeby przynajmniej rozumiało język, gdy dorośnie.

Zwykle nie serwujemy pad thai, ale zrobiliśmy wyjątek na Songkran w naszej lokalizacji w NoHo. W tajskiej kulturze długie makarony symbolizują długowieczność, więc to nasz sposób na życzenie wszystkim zdrowego i pomyślnego roku. Podawaliśmy też larb moo – pikantną sałatkę z mielonej wieprzowiny. Słowo „larb” brzmi jak „szczęście” po tajsku, więc to tradycyjne danie na pomyślność.

Nie ma dań wyłącznie związanych z Songkranem, ale khao chae – jaśminowy ryż moczony w schłodzonej, kwiatowej wodzie – to orzeźwiający wybór w tajskim upale, niemal jak zimna owsianka podawana z pikantnymi dodatkami. W Fish Cheeks NoHo stworzyliśmy jego koktajlową wersję, dostępną do 18 kwietnia.

Otwarcie Fish Cheeks w Williamsburgu to jak zamknięcie koła – dowód na to, że to, co zbudowaliśmy, jest naprawdę wyjątkowe i wciąż rośnie. Nowa lokalizacja będzie oferować dwa ekskluzywne dania: Mama Tom Yum, naszą wersję uwielbianych zupek instant (zamiast nich używamy Sun Noodles), z chrupiącym boczkiem i owocami morza dla bogatego, pikantnego smaku. Jest też marynowany surowy krab, moczony w sosie rybnym, czosnku, chili, kolendrze i limonce, a następnie schładzany. Jest słony, pikantny i lekko słodki – idealny do dzielenia się. Zajęło nam trochę czasu, zanim poczuliśmy się pewnie, dodając go do menu, ale teraz wydaje się to odpowiedni moment.