„W tej chwili czuję się trochę przytłoczona” – mówi Patsy Ferran. Siedzi w gabinecie swojego londyńskiego domu, a poranne światło sączy się przez żaluzje. Za nią na półkach stoją kolorowe książki, a na ścianie wisi vintage’owy plakat filmu **„To wspaniałe życie”**. „Ostatnio pochłonęły mnie historie o kobietach, które się gubią, niszczą siebie, a w końcu znajdują jakieś rozwiązanie” – kontynuuje. „To było wszędzie siedem czy osiem lat temu u pisarek takich jak Ottessa Moshfegh. Wtedy mi się to podobało, ale teraz – może dlatego, że jestem starsza – myślę tylko: **Dziewczyny, no weźcie się w garść!**”

Ferran spędziła ranek na lekturze **„Sarahland”** Sam Cohen, dziwacznej, wielowątkowej opowieści o różnych Sarah, która na nowo rozpaliła jej entuzjazm. „Tak mi się podobała, że wczoraj prawie przegapiłam swój przystanek w metrze” – przyznaje.

To zrozumiałe, że ta historia ją porwała – Ferran od lat gra coraz bardziej złożone role na scenie i ekranie. Jedną z jej najnowszych jest sama Jane Austen w **„Miss Austen”**, adaptacji powieści Gill Hornby z 2020 roku dla PBS. Wciela się w bystrą, pełną psot autorkę **„Dumy i uprzedzenia”** oraz **„Rozważnej i romantycznej”**, wnosząc do roli urok i doskonałe wyczucie komizmu (w duecie z Keeley Hawes jako siostrą Austen, Cassandrą). Gdy fani obchodzą w tym roku 250. rocznicę urodzin pisarki, serial oferuje elegancję epoki regencji, świetną obsadę i historię badającą siostrzaną więź, żałobę oraz cichy bunt kobiet.

Grała też Blanche DuBois u boku Paula Mescala jako Stanleya w nowej inscenizacji **„Tramwaju zwanego pożądaniem”** w reżyserii Rebecci Frecknall oraz pojawiła się w najnowszym sezonie **„Czarnego lustra”** jako asystentka AI w jednym z najbardziej poruszających odcinków antologii.

Hiszpańsko-brytyjska aktorka przyznaje, że była zestresowana przeniesieniem **„Tramwaju”** do nowojorskiego Brooklyn Academy of Music po sukcesie w West Endzie. „Zabieraliśmy tę ukochaną amerykańską sztukę do Nowego Jorku w bardzo brytyjskim, niekonwencjonalnym stylu” – wspomina. „Byłam pewna, że nas odrzucą. Wiedziałam o nowojorskim tournée od półtora roku, więc tyle czasu miałam, by przygotować się na złe recenzje”.

W końcu zmieniła nastawienie: „Pomyślałam: **Potraktujmy to jako eksperyment – zróbmy to z otwartym sercem i zobaczmy, co się stanie. Jeśli im się nie spodoba, trudno.** A na pierwszym pokazie publiczność była tak żywiołowa i hojna”. Sześciotygodniowe występy wyprzedały się, a krytycy chwalili odkrywczą kreację Ferran.

„Po tym pierwszym spektaklu staliśmy wszyscy na scenie z szeroko otwartymi oczami, myśląc: **O mój Boże, oni to kochają!**” – mówi. „Aktorstwo jest dziwne, bo jesteś częścią sztuki – wspólnie opowiadasz historię, ale to też coś bardzo osobistego. Gdy coś nie wychodzi, trudno nie brać tego do serca. Twoja twarz, ciało, umysł – wszystko jest częścią opowieści”.

Sam **„Tramwaj”** jest intensywny, ale granie go w pełnym energii Nowym Jorku sprawiło, że te sześć tygodni było jednymi z najbardziej ekscytujących w jej życiu. „Na szczęście moje ciało współpracuje, gdy mam zadanie do wykonania – a przy tak świetnym tekście i utalentowanych, hojnych partnerach scenicznych jest łatwiej… nawet zabawnie” – mówi. „Ale potem? Nie dałabym rady zagrać kolejnego spektaklu. Musiałam się położyć i chwilę nie ruszać”.

Zanim wcieliła się w Blanche, Patsy Ferran zagrała w mniej znanej sztuce Tennessee Williamsa **„Lato i dym”** w reżyserii Rebecci Frecknall. By się przygotować, pojechała nawet do Missisipi – poświęcenie, które przyniosło jej nagrodę Oliviera. Gdy jednak aktorka pierwotnie obsadzona w roli Blanche w **„Tramwaju zwanym pożądaniem”** doznała kontuzji, Ferran przejęła rolę po zaledwie czterech dniach prób po premierze w Londynie – odwołując nawet swój miesiąc miodowy.

„Ledwo miałam czas, by nauczyć się scenariusza i mówić kwestie we właściwej kolejności” – przyznaje. „Patrząc wstecz, myślę, że gdybym miała miesiące na przygotowanie, mogłabym się zagubić w przemyśleniach i zagrać Blanche w bardziej tradycyjnie kobiecy, wygładzony sposób – bliższy temu, jak zwykle ją widzimy”.

Mimo to wcielenie się w pełną napięcia, lękliwą energię Blanche odbiło się na niej. „To wyzwoliło mój własny niepokój” – mówi Ferran. „Miałam kryzys psychiczny przed nowojorskim tournée. Gdy wróciłam do roli, wydała mi się jeszcze bardziej osobista. Możesz odejść ze sztuki, ale czasem sztuka nie odchodzi od ciebie”.

Choć rola była wymagająca, ciągnie ją do postaci skrywających „cichy ból”. „Ta wrażliwość mnie fascynuje – Tennessee Williams pisze o tym tak dobrze”. Ale granie Jane Austen dało jej inny rodzaj radości: „Jej błyskotliwość była wyzwalająca. Zwykle jestem powolna w słowach, więc wcielenie się w kogoś, kto zawsze wie, co powiedzieć i co czuje, było wyzwoleniem”.

Choć Ferran jest zapaloną czytelniczką, w pełni doceniła powieści Austen – z ich bystrymi obserwacjami społecznymi i bogatymi postaciami – dopiero jako dorosła. „W nastoletnim wieku **„Duma i uprzedzenie”** przeszły mi koło nosa” – przyznaje, wtedy wolała siostry Brontë. Ale wracając do Austen dla roli, zakochała się. „**„Perswazje”** były cudowne, a **„Rozważna i romantyczna”** taka mądra. To napięcie, tęsknota, sposób, w jaki rozprawia się ze społeczeństwem – to ponadczasowe. Teraz, po trzydziestce, naprawdę mnie to porusza. Kobiety Austen często stawiają innych na pierwszym miejscu, a to poczucie obowiązku jest czymś, co wiele kobiet rozumie. Włożyłam to całym sercem w tę rolę”.

Ferran przesłuchiwała się do **„Miss Austen”**, grając w **„Pigmalionie”** w Old Vic. „Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo potrzebuję tej roli, aż się pojawiła” – mówi. Uwielbiała kostiumy – „Nie jestem wielką fanką makijażu; zwykle wyglądam na wykończoną. Ale miło było przychodzić do pracy ze świeżą cerą i tymi sukienkami z wysokim stanem. Mogłam jeść, co chciałam, w tych gładkich sukniach!” – i wspierający, żeński zespół produkcyjny. „To było jak siostrzeństwo, na planie i poza nim”.

W kolejce Ferran ma kilka projektów: **„Później wojna”**, adaptację **„Plaży w Jerozolimie”** Iddo Gefena w reżyserii Charlie’ego Kaufmana, gdzie zagra u boku Eddie’ego Redmayne’a i Tessy Thompson, plus jeszcze jeden tajny film. „Wciąż nie mogę uwierzyć, że to robię” – mówi. „Teatr to mój dom, a choć od lat robię telewizję, zawsze wydawało mi się to mało ryzykowne. To co innego”.

Na razie, podczas krótkiej przerwy, nadrabia zaległości w książkach, filmach i teatrze. „Wróciłam z Nowego Jorku z 22 książkami w walizce” – śmieje się. Na jej liście lektur są **„Męczennik”** Kaveha Akbara i **„Strzał w głowę”** Rity Bullwinkel. Chce też zobaczyć **„Giganta”** Marka Rosenblatta (z Johnem Lithgowem jako Roaldem Dahlem), rekordowe **„Stereophonic”** Davida Adjmi’ego i ostatni musical Sondheima, **„Here We Are”**. Na ekranie czeka na **„Thunderbolts”** – „Pełno tam aktorów, których uwielbiam, a wolę te bardziej subwersywne filmy Marvela” – i **„Grzech”** (choć nie rozwija tematu).

Ale jej własna kariera jest teraz szczególnie ekscytująca. „To nieznane wody” – mówi. „Płynę na tej fali i mam nadzieję, że tak zostanie, pracując z niesamowitymi reżyserami, którzy ufają mi w coraz większych rolach w moich kolejnych dwóch projektach. To ekscytujące, ale też stresujące! Wszystko wydaje się świeże, co jest wspaniałe po dziesięciu latach w branży. Choć zwykle kocham rutynę, ciągle podejmuję nowe wyzwania. Naprawdę cieszę się tym rozdziałem mojego życia”.

**„Miss Austen”** jest już dostępna na Masterpiece PBS.