W cichy listopadowy wieczór w Hamptons spotykam Wunetu Wequai Tarrant, lingwistkę z plemienia Shinnecock, w Guild Hall. Bywałam w tym muzeum wielokrotnie na wystawach sztuki i przedstawieniach teatralnych, ale dziś jest inaczej – siedzę wśród 15 lokalnych graczy, pogrążona w partii Uno, prowadzonej wyłącznie w języku shinnecock, algonkińskim dialekcie, którym ostatnio płynnie posługiwali się pradziadkowie Tarrant w latach 20. XX wieku.
Przez dwie godziny powietrze wypełniają spółgłoski, podczas gdy gramy. Ten język został przekazany Tarrant przez jej pradziadka, wodza ThunderBirda, ostatniego przywódcę plemienia Shinnecock, a następnie jej matce, założycielce projektu rewitalizacji języka algonkińskiego. To jednak babcia Tarrant, księżniczka Chee Chee ThunderBird (Elizabeth) Haile – matriarcha klanu ThunderBird i uwielbiana lokalna nauczycielka – zainspirowała ją do studiów.
„Moja babcia Chee starzała się, a kiedy zobaczyłam, jak mało pozostało z naszego języka, poczułam pilność tej sprawy” – mówi. „Musiałam udokumentować to, co pamiętała. Z mamą odwiedzałyśmy ją, dzieliłyśmy się rekonstrukcjami, które usłyszałyśmy, i pytałyśmy: ‚Czy to brzmi dobrze? Czy to coś, co ktoś mógłby powiedzieć?’”
W miarę jak moje wahanie znika, maleją też szanse na wygraną – więc pytam Tarrant, dlaczego zorganizowała to wydarzenie w ramach First Literature Project, inicjatywy, którą rozpoczęła w 2022 roku, aby zachować rdzenne tradycje ustne, języki i opowieści.
„Uno jest zabawne i znajome, ale prawdziwym celem FLP jest opowiadanie naszych historii z perspektywy Shinnecock” – wyjaśnia. „Tyle dokumentacji prowadzą antropolodzy, a ich zewnętrzna perspektywa wprowadza uprzedzenia”.
Mówi się, że utrata języka dziedzictwa zajmuje jedno pokolenie, a jego odzyskanie – trzy. W obliczu raportu ONZ ostrzegającego przed szybkim zanikiem języków mówionych, takie wysiłki nabierają głębokiej pilności.
Podróże edukacyjne – wycieczki kulturowe, immersje językowe – od dawna są popularne, ale nauka mniej znanych języków to nowszy trend. Podczas gdy podróżujący często uczą się dominujących języków i sztuk kulturowych, co z podróżowaniem w celu nauki języków zagrożonych?
W kwestiach takich jak klasyfikacja języków przez UNESCO czy to, kto powinien się ich uczyć, jedyne wiarygodne odpowiedzi pochodzą od samych społeczności.
Z bujnego zakątka wyspy Hawai’i dr Makalapua Alencastre, przewodnicząca Hawai’i Public Charter School Commission i założycielka szkoły Ke Kula ‘o Samuel Kamakau Laboratory School, opisuje swoją pracę nad rewitalizacją języka hawajskiego na wyspach.
„Teraz, gdy zwiększamy liczbę osób mówiących w tym języku, kluczowe jest, aby uczyli się go nie tylko rdzenni Hawajczycy, ale także nasi sąsiedzi i przyjaciele” – mówi. „Język żyje w społecznościach. Wyłączność tylko by go hamowała”.
Centrum Jidysz w Paryżu – Biblioteka Medem, założona w 1929 roku, jest świadectwem odporności. Wiele z jego 21 000 dzieł przetrwało, ponieważ były ukryte w piwnicach podczas II wojny światowej. Macha Fogel, tymczasowa dyrektorka centrum, zauważa, że choć jidysz kwitnie w społecznościach chasydzkich, jego szersza obecność zanikła.
„To ważne, aby naukowcy, artyści czy po prostu ciekawscy uczyli się jidysz” – mówi. „Dzięki temu dostęp do tego świeckiego materiału nie zaginie”. Letnie programy centrum łączą poranne lekcje ze śpiewem, teatrem i gotowaniem w jidysz.
Podobna energia wypełnia Oideas Gael, centrum kultury irlandzkiej w Gleann Cholm Cille w hrabstwie Donegal. Ich programy immersyjne wplatają język gaelicki w lekcje malarstwa, tkactwa i gry na flecie, prowadzone przez lokalnych instruktorów. Goście mieszkają w pobliskich… Powstają nowe słowa, aby nadążyć za współczesnym życiem. „Mamy już terminy na takie rzeczy jak ‚internet’ czy ‚smartfon’” – mówi. „Język jest żywy i ewoluuje, tak jak jego użytkownicy”.
W Peru Coronel dodaje, że odporność języka keczua wynika z jego głębokich korzeni kulturowych. „To nie tylko słowa – to sposób postrzegania świata” – wyjaśnia. „Kiedy podróżnicy angażują się w język, łączą się też ze światopoglądem, który ceni wspólnotę i harmonię z ziemią”.
Na Hawajach Alencastre postrzega język jako most do zrozumienia. „Hawajski to nie tylko środek komunikacji – niesie naszą historię, wartości, tożsamość” – mówi. „Kiedy goście poświęcają czas na naukę choćby kilku zwrotów, okazują szacunek kulturze i otwierają drzwi do głębszych więzi”.
Tarrant podkreśla, że zachowanie języka to coś więcej niż nostalgia. „Chodzi o to, aby przyszłe pokolenia miały dostęp do swojego dziedzictwa” – mówi. „Każde słowo, które przekazujemy, to nić łącząca nas z przeszłością i tkająca przyszłość”.
Od Irlandii po Peru i Hawaje te historie przypominają nam, że język to więcej niż narzędzie – to żywa, oddychająca część nas samych. W świecie, który często wydaje się podzielony, wspólny wysiłek, by utrzymać te języki przy życiu, niesie potężną lekcję jedności i odporności. Powstają nowe słowa dla współczesnych idei, które nie istniały, gdy język został po raz pierwszy zapisany w V wieku. „Ludzie żartują, że w irlandzkim nie ma słowa na coś” – mówi. „A teraz nagle jest”.